Służba

Służba

Tadeusz Gerstenkorn

Uderza mnie stopniowe, ale i systematyczne zanikanie funkcjonujących niegdyś w naszym społeczeństwie nie tylko pojęć, ale także praktyki ważnych kategorii etycznych jak na przykład odpowiedzialność i służba. Niedawno poświęciłem trochę czasu na refleksję nad pierwszym wymienionym tu pojęciem i przekazałem swe myśli czytelnikom (Nad Odrą nr 6-8/2013). Teraz chciałbym się zatrzymać trochę nad pojęciem służby, które obecnie zaczęło nabierać – nie wiedzieć czemu – nieco pejoratywnego znaczenia.

Są dwa zasadnicze znaczenia słowa służba. To pierwsze, jeszcze częściej obecnie występujące, to pewna instytucja użyteczności publicznej lub wydzielona sekcja w strukturze tej organizacji, powołana do spełniania określonych ważnych społecznie i publicznie zadań, w której skład wchodzą wydelegowani ludzie. Funkcjonują – na szczęście – jeszcze takie terminy jak służba komunalna, meteorologiczna, drogowa, ratownictwa medycznego, technicznego, chemicznego, okrętowego itp. Niejednokrotnie wykonywanie takiej czynności wiąże się z pewnymi oznakami zewnętrznymi, jak na przykład specjalna sygnalizacja i oznakowanie aut, umundurowanie pracowników, co oddawane jest w wyrażeniu służba mundurowa.

Nieco inne znaczenie nabiera słowo służba, gdy mamy na myśli służenie, czyli wykonywanie czynności, działań i obowiązków podporządkowanych pewnym obowiązującym zasadom ujętym w odpowiednie przepisy tradycyjne lub formalne. Jeszcze niewiele lat temu młody człowiek był powoływany do zaszczytnej – jak mówiono – służby wojskowej. Odbywano tę służbę w różnych formacjach, w wojskach pancernych, lotnictwie, marynarce, w oddziałach elitarnych i wielu innych. Obecnie pozostaje jeszcze, choć dobrowolna, służba w policji i zawodowa w wojsku.

Często używamy słowa służba w kontekście takich wyrażeń jak strażak, policjant na służbie, czyli w godzinach sprawowania swoich ważnych obowiązków. Zanikło już prawie zupełnie znaczenie służby jako czynności usługowej, pomocniczej, wykonywanej za utrzymanie – często niewielkie – wynagrodzenie. Mówiło się więc niegdyś o służbie dworskiej, stajennej, ale najczęściej – domowej. W okresie międzywojennym funkcjonowały stowarzyszenia sług (służących) domowych. W biednych rodzinach niejednokrotnie trzeba było oddać dziecko na służbę u zamożnych osób (u „państwa” – jak to się wówczas mówiło).

Posłannictwo i powołanie

Jest jeszcze jedno ważne znaczenie pojęcia służba, które chyba – na szczęście – nie straciło swej aktualności. Służba to poświęcenie się jakiejś sprawie, ważnej idei, działaniu dla dobra wspólnego, to znaczy właściwie tyle co posłannictwo. Tak rozumiano (i rozumie to wielu z nas jeszcze dziś) poświęcenie się mało płatnej, ale ważnej dla społeczeństwa, na przykład, pracy nauczycielskiej, również naukowej. Społeczeństwo powinno nie tylko doceniać, ale szczególnie dowartościowywać takie zawody, czy też funkcje społeczne, które uwarunkowane są tym, co nazywamy powołaniem. A powołanie jest to specjalne zamiłowanie do czegoś, a zarazem przeświadczenie o tym, że dana profesja i obrana droga życiowa jest najwłaściwsza dla danej osoby. Gdy wspominam swoich nauczycieli, to z satysfakcją mogę powiedzieć o bardzo wielu z nich, że byli to nauczyciele z powołania. O nauczycielu, który nie lubi dzieci lub młodzieży, powiemy przecież, że minął się z powołaniem. Niestety prawie zanikło pojęcie służby obywatelskiej, ponieważ nowe czasy nagradzają – bez wyraźnej potrzeby – urzędników tej służby tak wysokimi wynagrodzeniami, że trudno tu już mówić o służbie społecznej, którą zresztą powinna być ! Czy to nie żenujące, że nowo wybrani funkcjonariusze rozpoczynają urzędowanie, swą „społeczną” służbę od podwyższania sobie samym apanaży, uważając, że dotychczasowe już i tak relatywnie wysokie, są – ich zdaniem – zbyt niskie jak na ich sprawowane funkcje. Oczywiście w kampanii wyborczej nie było mowy, nawet słowa, o takich zamiarach. System sprawowania władzy i rządzenia jest u nas z gruntu źle skodyfikowany. Wybraniec narodu, gdy dostanie się do władzy, czuje się zupełnie „panem na włości”, może robić co żywnie uważa za stosowne, a wyborca, obywatel, rzekomo pan tej ziemi, jest tylko złudnym władcą swego kraju, regionu, miasta, osiedla czy wsi.

Wyrugowano skutecznie pojęcie i praktykę pracy społecznej. Najmniejsza czynność dla drugiego człowieka, niemal odruch miłosierdzia, przeliczany jest na jakieś punkty, a te na odpowiednią walutę. Doszło nawet do tego, że podarowanie biednemu starego chleba wiązało się z nałożonym podatkiem. Bezwzględny kapitalizm może wymyśleć wiele okrutności. Kto dziś z dumą mówi, że należy służyć ofiarnie krajowi, ojczyźnie, czy swojemu środowisku, rodzinie. Znudziła ci się żona, to bierz drugą kobietę, trzecią, … Praca kobiety w domu, przy wychowaniu dzieci, pomocy im w nauce, dbałość o dobre i zdrowe wyżywienie w trosce o zdrowie i ofiarna służba w rodzinie w dzień i często w nocy, w chorobie, – nie liczy się. Wykreowano jako prawdziwą kobietę naszego wieku kobietę-bizneswoman, dyrektorkę, zarządzającą lub – jak to się dzisiaj mówi – menadżerkę jakiegoś przedsiębiorstwa. To, że już prawie nie mamy dzieci, że poziom dzietności jest jednym z najniższych w Europie, to się nie liczy. Skutki takiego patrzenia i rządzenia będą opłakane.

Powołanie lekarskie

Sądzę, że drugim ważnym zawodem, do którego powinno się sposobić, to zawód lekarza. Jeżeli ktoś nie ma serca współczującego samarytanina, nie powinien iść w tym kierunku. Gdyśmy mieli tylko lekarzy z powołania, nie mielibyśmy żadnych problemów z aborcją, bo nie byłoby w naszym kraju aborterów. Gdy po 1953 r. (po ustawie aborcyjnej w PRL) zmuszano lekarzy-ginekologów do wykonywania zabiegów przerywania ciąży, dr med. Włodzimierz Fijałkowski odrzekł prosto: „jako człowiek – odmawiam”. Stracił miejsce pracy, sposobność kariery, ale pozostał wśród nas wszystkich jako prawdziwy lekarz-humanista, właśnie po prostu jako człowiek. Do posłannictwa i obowiązków lekarza należy także świadomość, że nie może służyć człowiekowi tylko za pieniądze, za wysokie wynagrodzenie, ale być gotowym do wykonania lekarskich obowiązków nawet w czasie pozasłużbowym na wezwanie chorego. Są jeszcze tacy lekarze, ale tylko ci z prawdziwego powołania.

Kapłaństwo jako szczególne powołanie i służba

Pojęcie powołania odnosimy szczególnie do funkcji kapłaństwa. Człowiek religijny rozumie powołanie jako wewnętrzny głos Boga, wzywający go do pełnienia służby dla bliźniego. Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK) w punktach 2232 i 2331 mówi, że powołanie pochodzi od Boga, „Bóg wpisuje w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety powołanie”. W punkcie 2461 KKK stwierdza: „Prawdziwy rozwój obejmuje całego człowieka. Chodzi o to, by rozwijać zdolność każdej osoby do odpowiedzi na jej powołanie, a więc na wezwanie Boże”.

Mów Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3, 9-10)

Są to znane słowa Samuela, sługi kapłana Helego, a które zapewne są wezwaniem dla całej rzeszy młodych ludzi, którzy pospieszyli na wezwanie Boga i zdecydowali się na służbę kapłańską. Natomiast drogowskazem życia kapłana są słowa Ewangelii: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup wielu” (Mt 20, 28)

Kapłaństwo ma charakter służebny (KKK1551) i bierze jako przykład to, że Jezus jest „Sługą” całkowicie poświęconym dziełu odkupienia (KKK 565). Każdy kapłan pamięta jednak, że „Syn, który stał się sługą, jest Panem” (KKK 2749) i wyłącznie temu Panu służy, głosząc sprawiedliwość i pokój (KKK 2820).

W świadomości społecznej ostało się jeszcze, zubożone ogromnie przez media mętnego nurtu, pojęcie służby kapłańskiej i pracy dla dobra Kościoła. Posługa kapłańska i jakakolwiek w kościele ma charakter służebny. Nie znaczy to, że można się do niej odnosić z lekceważeniem lub traktować ją jako zrozumiałą bezpłatną powinność. Człowiek Kościoła to żywy człowiek, który jak każdy inny, wymaga pewnych zasobów do życia i funkcjonowania. Mamy, na szczęście, coraz. więcej duchownych świetnie wykształconych nie tylko w teologii, znających języki obce, doskonale funkcjonujących w publicystyce, dziennikarstwie, kierujących znakomitymi czasopismami. Wielu księży jest obecnie profesorami wyższych uczelni, autorami interesujących książek, wydawnictw i artykułów naukowych. Część polskich uniwersytetów ma już nowe lub przywrócone wydziały teologiczne, które mogą się poszczycić znaczącym dorobkiem naukowym. Bardzo aktywna działalność kulturowa, społeczna i naukowa Kościoła wzbudza histeryczną reakcję ośrodków antyreligijnych w Polsce. Można zrozumieć, że istnieją poglądy i zachowania areligijne. Przyczyny są różne: naleciałości z areligijnego wychowania lub pewnej takowej tradycji rodzinnej, wpojonej antyreligijnej propagandy uprawianej przez wiele dziesiątków lat w zniewolonej Polsce, a także ideowe przekonania wynikające z wybranego skrajnie racjonalistycznego kierunku filozoficznego. To wszystko można jeszcze zrozumieć, ale trudno pogodzić się z zachowaniami i działaniami przeciwnymi kulturze i dobrym obyczajom. Czy to nie wielki policzek i skaza na tradycji naszego narodu, że powstały w nim i działają ugrupowania nie tylko że skrajnie antyreligijne, ale wojowniczo nastawione i działające na zniszczenie chrześcijańskiej kultury i polskiej tradycji. Byłoby to niemożliwe, gdyby religijność polska była mniej fasadowa, emocjonalnie pokazowa przy niektórych spontanicznych okazjach, ale pogłębiona społecznie, a w jej świadomości wryta odpowiedzialność za dorobek stuleci. Przykre, że w kraju traktowanym jako organizm społeczny o wyraźnej większości katolickiej nie ma aktywnie działającej partii, ugrupowania o jasnym profilu etyki naturalnej, religijnej z dbałością o interes narodowy. Jeżeli są jakieś próby zaistnienia, to nie trafiają na wyraźne poparcie społeczne. Jak to możliwe ? Przeraża bierność, która narosła z początkowego, małego zainteresowania przeciwstawiania się narastającej układnie fali zniewolenia duchowego i materialnego. Stare przysłowie mówi: „od rzemyczka do koniczka”. Gdy zezwala się i lekceważy małe, ale często licznie występujące zło, to ono narasta i staje się znaczącą siła, nabierająca rozpędu, bo mającą wsparcie różnego rodzaju, m.in. ideologiczne, spoza kraju. Widać wyraźnie, że ugrupowania działające wojowniczo antyreligijnie są doskonale zorganizowane, mają zaplecze finansowe, wsparcie prawne i ideowe, a także – zręcznie prowadzone – medialne. W tej sytuacji nie jest wcale dziwne, że próbuje się unieszkodliwić, a w praktyce zniszczyć w narodzie duchowe i moralne oddziaływanie religii i Kościoła przez umiejętnie prowadzony atak na rzekome nieetyczne zachowania duchowieństwa. Nadaje się rozgłos medialny pojedynczym nieudokumentowanym negatywnym zdarzeniom i bez sądowej analizy problemu niszczy się często dobre imię człowieka. Jeśli już dochodzi nawet do jakiejś rozprawy sądowej, to toczy się ona za zamkniętymi drzwiami i cały przebieg zdarzenia nie jest właściwie społeczeństwu znany. A pomyłek sądowych wcale nie jest mało Mówił o tym obszernie niedawno w Radiu Maryja europoseł mecenas Janusz Wojciechowski. Najgorsze, że w wielu przypadkach nie są one naprawiane.

Na tym tle zajaśnieją od czasu do czasu piękne jubileusze owocnej pracy zasłużonych księży doktorów, profesorów, redaktorów cennych czasopism. Tym wszystkim, których zresztą ze względu na liczbę oraz możliwość niechcianego pominięcia trudno tutaj wymieniać, należy życzyć, aby nie poddawali się trudom życia i napotykanym, często złośliwie wznoszonym trudnościom w pracy apostolskiej, społecznej i ubogacającej naszą duchowość. Niech oni wszyscy znajdują czujące wsparcie ze wszystkich stron, pomoc duchową i materialną ze strony społeczeństwa, które deklaruje się przecież jako katolickie, ale niech ta deklaracja nie będzie tylko słowna, ale widoczna w czynie, w działaniu skutkującym widoczną pozytywną zmianą całego naszego narodu. A będzie miało to miejsce, jeśli każdy z nas weźmie sobie do serca ten prosty nakaz etyczny, że zawsze i wszędzie, w każdych okolicznościach wszyscy powinniśmy służyć potrzebującemu pomocy człowiekowi, to jest stosować znaną ewangeliczną zasadę miłości bliźniego.

Posługa zakonna

Kościół nie tylko naucza, wiąże człowieka z Bogiem przez Eucharystię, ale także niesie dar miłosierdzia i wsparcia ludziom biednym lub chorym. W tej ciężkiej nieraz i wielostronnej pracy owocnie wspierają lub wyręczają księży siostry zakonne, cicho i niezauważenie wykonujące swoją charytatywną posługę. Niektóre zgromadzenia mają nawet w nazwie wpisaną dewizę swego postępowania i głównej powinności zakonnej. Dla przykładu wymienić tu można chociażby Siostry Służebniczki lub Zgromadzenie Sióstr Wspólnej Pracy oraz wiele zakonów bezhabitowych, które w nierzucający się w oczy sposób niosą pomoc rzeszom znękanych życiem ludziom. Zapłatą za ich ofiarną pracę jest zwykle uśmiech chorego, biednego człowieka oraz nadzieja obfitej nagrody w niebie.